Słowo „fast” jest obecnie dodawany do sporej liczby rzeczowników odzwierciedlających funkcjonowanie we współczesnym świecie. Najpopularniejszym z nich jest fast food, który wydaje się być najbardziej znamienny i pokazującym obraz współczesnego świata. Wszystko ma być „szybkie” oraz „szybko”. Czy „szybko” oznacza również „dobrze”? Fast fashion to zjawisko, które zupełnie przewartościowało podejście do mody oraz branżę w ujęciu gospodarczym. Czym jest fast fashion i jak oceniane jest to zjawisko?
Fast fashion – kolejne oblicze konsumpcjonizmu
Nie tak dawno, bo jeszcze piętnaście, dwadzieścia lat temu, domy mody przygotowywały dwie kolekcje na dwa sezony: kolekcje wiosenno/letnią, jesienno/zimową. Teoretycznie, w świecie „wysokiej” mody, ten podział wciąż obowiązuje, jednak w sklepach sieciowych jest on już zupełnie inny. Ogromne koncerny, właściwe co miesiąc bombardują nas nowymi kolekcjami, które po kilku tygodniach zmieniają cenę i lądują na tzw. wyprzedaży. Podział na sezony w sklepach sieciowych, to aż 12 subsezonów, a czasami nawet więcej, ponieważ dość często marki odzieżowe wypuszczają na rynek kolekcje okolicznościowe np. walentynkowe, świąteczne lub plażowe. Konsumenci są zatem wciąż „atakowani” nowymi bodźcami i nowymi kolekcjami, które doskonale się sprzedają, zwłaszcza na wyprzedażach (początkowe ceny bywają zawyżone).
Co złego jest w fast fashion?
O ile taka polityka z pewnością opłaca się koncernom odzieżowym, to istnieje także ciemna strona fast fashion. Po pierwsze, kwestia ponadczasowości pewnych modeli i klasycznego podejścia do mody nieco zmieniła na znaczeniu. Mała czarna nie jest już kupowana raz na kilka lub kilkanaście sezonów, a właściwie kilka razy do roku. Ma to związek z detalami (które przecież po kilku miesiącach noszenia stają się niemodne), ale głównie z jakością. Rzeczy szyte są masowo, niekoniecznie z dobrych materiałów. Podążanie za kupowaniem nowych rzeczy ma także ciemną stronę w ujęciu globalnym. Przede wszystkim jest to cała masa odzieżowych śmieci, które lądują na śmietniku już po kilku tygodniach od zakupu lub dostają swoje drugie życie w krajach rozwijających się i krajach trzeciego świata. Kolejna sprawa jest fakt, że kuszące ceny nie pojawiają się w sklepach z dobroci serca owych koncernów, a przez minimalizowanie kosztów produkcji. Dzieje się to najczęściej kosztem pracowników w krajach azjatyckich czyli wykorzystaniu taniej siły roboczej, która niejednokrotnie pracuje w złych warunkach i za niewielkie pieniądze. Wielkie koncerny twierdzą, że dzięki polityce fast fashion, mogą w szybkim tempie odpowiedzieć na potrzeby klientów. Tylko czy te potrzeby są rzeczywiste, czy też dostarczanie konsumentom nowych bodźców rodzi w nich potrzebę kupowania kolejnych rzeczy?
Czy można się obronić przed tym zjawiskiem?
Kupowanie nowych rzeczy samo w sobie nie jest przecież niczym złym. Pytanie tylko, na ile jest nam to rzeczywiście potrzebne. Z pewnością wielkie koncerny odzieżowe nie zrezygnują z „szybkiej mody” ponieważ zwyczajnie im się to opłaca. Większość z nas będzie wciąż podążać za nowinkami modowymi, bo żyjemy we współczesnym świecie i taki styl życia ów świat nam narzuca. Możemy jedynie obronić się przed tym sami. Kupując rzadziej, produkty lepszej jakości, które będą służyły nam dłużej. I tu uwaga! Może się to okazać źródłem satysfakcji, bo zakup od czasu do czasu unikatowej rzeczy pozwoli nam cieszyć się nie tylko jej trwałością, ale niepowtarzalnym designem.